Jak to bywa z wieloma ważnymi zdarzeniami w życiu człowieka, tak i moje posługiwanie jako nadzwyczajnego szafarza Komunii Świętej miało swoją „prahistorię”. Być może jego korzenie tkwią w zainteresowaniu ołtarzem, na który rodzice kazali mi patrzeć podczas Eucharystii, gdy byłem jeszcze dzieckiem. Wtedy zadawałem sobie pytanie, co takiego dzieje się tam, że wszyscy kierują swój wzrok w to miejsce. Z wiekiem przyszły odpowiedzi na to pytanie, co kilka lat inne, coraz głębsze, aż w końcu ukształtowała się świadomość, że ołtarz podczas Eucharystii jest „sceną”, na której każdorazowo rozgrywa się misterium odkupienia człowieka.
Tak rozumiany ołtarz stał się miejscem bardzo przyciągającym wzrok i myśli, toteż gdy ksiądz Proboszcz zaproponował mi pełnienie posługi nadzwyczajnego szafarza Komunii Świętej, bez większego wahania odpowiedziałem „tak”. Nie znaczy to, że nie miałem oporów, czy wątpliwości. Owszem, miałem i to poważne. Prawdopodobnie, jak każdy początkowo zastanawiałem się, czy jestem godzien pełnić tę posługę. Wątpliwość ta pojawia się nierzadko w ustach osób, które odmawiają podjęcia posługi nadzwyczajnego szafarza, bądź nie potrafią jej zaakceptować u innych. Z pozoru nie jest ona pozbawiona racji, bo powszechne i bez wątpienia słuszne jest oczekiwanie, aby posługi związane z „rzeczami” najświętszymi dla chrześcijan pełniły osoby odpowiednie. Amatorskie zainteresowanie teologią i filozofią oraz własne przemyślenia na ten temat przekonywały mnie jednak, że wobec Boga – nieskończonej doskonałości wszyscy ludzie są tak samo „godni i niegodni”. Sam Jezus podkreślał, że wobec Boga wszyscy są równi.
Z drugiej strony obawiałem się, że jako osoba świecka, uwikłana w całą plątaninę spraw życiowych, mogę nie mieć sił czy czasu na odpowiednie skupienie w posługiwaniu czy pogłębianie duchowości. Zastanawiałem się też, jak w nowej roli odbierze mnie otoczenie, liczni znajomi, sąsiedzi, osoby, z którymi pracuję. Tak naprawdę zaś za powiedzeniem „tak” przeważył fakt, że propozycję księdza Proboszcza potraktowałem jako wezwanie Kościoła i Chrystusa, któremu się nie odmawia, mimo licznych wątpliwości.
Posługę nadzwyczajnego szafarza Komunii Świętej pełnię od czterech lat i koncentruje się ona na dwóch formach działania: pomoc w udzielaniu Komunii podczas Mszy Świętej i odwiedziny z Najświętszym Sakramentem u chorych. Udzielanie Komunii Świętej wiernym podczas Mszy jest niezwykłym przeżyciem. Jako świadka buduje mnie ten wzniosły akt, gdy wierni podchodzą do Stołu Pańskiego i otwierają się na Jezusa, który prawdziwie napełnia ich spragnione wnętrza. To bardzo silne przeżycie, które wzmacnia świadomość potęgi Eucharystii i jej konieczności dla duchowego rozwoju człowieka.
Drugim bardzo ważnym polem mego działania jest odwiedzanie chorych, którzy ze względu nas stan zdrowia nie mogą uczestniczyć we Mszy Świętej. Liczyłem się z tym, że ta posługa będzie moim udziałem, ale nie zdawałem sobie sprawy, że tak blisko zetknę się z ludźmi stojącymi w obliczu odejścia do wieczności. Uderzający jest sam fakt, że osoby te prawdziwie czekają na Komunię Świętą. Widać w nich pragnienie zjednoczenia z Chrystusem i radość, że to się dokonuje. W takiej sytuacji uświadamiam sobie fakt, jak szczęśliwi są ci, którzy bez żadnych przeszkód mogą uczestniczyć w Eucharystii nawet co dziennie.
Osobliwym doświadczeniem było dla mnie odwiedzanie pana Józefa, którego pamiętam jeszcze z kościelnych Mszy Świętych, gdy przychodził o własnych siłach. Po jakimś czasie jego rodzina poprosiła mnie o odwiedzanie go z Panem Jezusem i przez wiele tygodni przychodziłem tam w niedziele będąc świadkiem, jak człowiek ten „gaśnie” niszczony przez nowotwór. Jedno, co mnie w nim uderzyło, to stosunek jego do Komunii Świętej. Był ciągle taki sam: świadomy i otwarty. Na koniec pan Józef nie wstawał już z łóżka odmawiając przyjmowania pokarmów stałych, ale gdy pojawiłem się z Komunią Świętą po raz ostatni, przyjął Ją jak zawsze. Dwa dni po tej wizycie pan Józef zmarł i stał się dla mnie przykładem świadomej śmierci człowieka wierzącego.
Doświadczenia z chorymi stały się ważnym przeżyciem w kontekście własnych przemyśleń nad śmiercią. Jestem jeszcze młody, nie mam 40 lat i problem śmierci zawsze wydawał mi się bardzo teoretyczny i odległy, tymczasem tutaj zacząłem mieć do czynienia z osobami autentycznie zmierzającymi do odejścia z tego świata. Gdy do nich chodzę, modlę się za nich i umacnia mnie ich własna modlitwa. Niezwykle budująca jest ich wiara wobec nieuchronnego końca.
Posługa nadzwyczajnego szafarza stała się więc dla mnie okazją do „podglądania” wiary innych osób. Doświadczenie to mogę nazwać jednym określeniem, jako niezwykle budujące. Nawet jeśli czasem, zwłaszcza wśród młodzieży spotyka się postawę lekceważenia tej funkcji lub brak dostatecznej świadomości, czym jest Eucharystia, to są to zdecydowanie wyjątki, które odkrywają ubóstwo tych ludzi w obliczu tak ważnej sprawy, jaką jest ich własna świadomość religijna.
Na koniec należy powiedzieć, że w moim przypadku posługa nadzwyczajnego szafarza Komunii Świętej jest czymś bardziej rodzinnym niż osobistym. Od samego początku moje zaangażowanie w tę działalność było jednocześnie zaangażowaniem się mojej rodziny. Mimo tego, że mamy małe dzieci, moja żona nigdy nie oponował przeciw pełnieniu przeze mnie tej funkcji, choć na nią spada główny ciężar zajmowania się maluchami podczas moich kursów, dni skupienia, czy rekolekcji. Już sam fakt, że nie możemy chodzić na niedzielną Eucharystię rodzinnie z naszymi dziećmi też jest pewnym wyrzeczeniem (potrzeba nie jednej pary rąk do pilnowania naszych synów). Moja żona znosi to w duchu pokory, co u niej szczerze podziwiam i za co stale jestem wdzięczny.
Nadzwyczajny szafarz Witold