Nazywam się Aleksander Jakowiec, jestem szafarzem od 2004 r. Chciałbym opowiedzieć o łaskach jakich doświadczyłem rozdając w kościele i zanosząc do chorych Najświętszy Sakrament. Podając Komunię w kościele zawsze staram się pokazać ją osobie, której podaję i mówię „Ciało Chrystusa”. Czasami Bóg daje mi tę łaskę, że modlę się za osoby, którym udzielam Najświętszego Sakramentu. Patrząc na te osoby, proszę Boga by przez przyjęcie Ciała Chrystusa prawdziwie się z Nim spotkali. Może przez to rozdaję Komunię trochę wolniej ale mój proboszcz zawsze nas poucza aby się nie spieszyć, a wykonywać tę posługę godnie.
Jednak największej radości Bóg pozwolił mi doświadczyć, kiedy zanosiłem Komunię chorym. Bardzo często się zdarza, że osoby w czasie modlitwy przed Komunią wzruszają się głęboko. Czasami nawet płaczą z radości, że Bóg przychodzi do nich. Gdybym nie wierzył, to ich wzruszenie było by dla mnie dowodem, że ten chleb, który im podaję nie jest już zwykłym chlebem, ale Bogiem prawdziwym, który przychodzi do nich pod postacią chleba.
Opowiem jeszcze o dwóch zdarzeniach, które głęboko zapamiętałem. Pierwsze to komunia jaką zaniosłem do pani Kominek. Było to na samym początku mojej posługi. Nie miałem wówczas żadnych chorych do których bym chodził. Kolega, który był szafarzem od kilku lat wyjeżdżał na rekolekcje i poprosił mnie o zastępstwo. Pani, której udzielałem Komunii była bardzo chora. Świadomie przyjęła Najświętszy Sakrament, a cała rodzina modliła się wspólnie. Umówiłem się, że za tydzień również przyjdę i zostawiłem nr telefonu. Niestety już drugi raz nie poszedłem! W sobotę dostałem wiadomość, że ta pani już nie żyje. Okazało się, że to właśnie ja udzieliłem jej ostatnią Komunię Świętą! Byłem potem jako szafarz na jej pogrzebie. Po prawie sześciu latach przychodzi do zakrystii młody człowiek i prosi o szafarza do chorego teścia. Zgłosiłem się chętnie. Nazwiska nie skojarzyłem, ale adres wydawał mi się znajomy. Gdy przyszedłem na miejsce to okazało się, że umiera syn pani Kominek. Byłem tam potem jeszcze raz w następnym tygodniu. Tym razem pan Kominek był już bardzo słaby. Nie mógł przełykać. Ja miałem cały komunikant dla niego. Spytałem domowników czy już dzisiaj byli w kościele i jeżeli nie to, czy mogą przyjąć Pana Jezusa. Modliliśmy się razem, a żona i córka przyjęły Komunię razem z chorym (podzieliłem na trzy części dając tylko odrobinę choremu). Miałem przyjść znowu, ale pod koniec Mszy usłyszałem: „W tym tygodniu odeszli do Pana: …. Kominek Henryk …..”. W bursie miałem już Komunię dla niego…. Podałem dwie Komunie innej chorej, bardzo się wzruszyła, gdy jej opowiedziałem co zaszło.
Drugie zdarzenie miało miejsce kilka lat temu, gdy zanosiłem Komunię do chorego na stwardnienie rozsiane. Człowiek w średnim wieku opiekował się tym chorym. Nie był specjalnie pobożny ale miał chorą matkę. Prosił więc bym i jej mógł zanosić Pana Jezusa. Więc zanosiłem. Pewnego razu jednak nikt mi nie otworzył. Musiałbym z powrotem wracać z Najświętszym Sakramentem do kościoła. Słyszałem jednak wcześniej, że matka innego znajomego jest również chora i od kilku tygodni nie wychodzi z domu. Poszedłem więc do niej, by zapytać, czy chciała by przyjąć Pana Jezusa. Gdy zrozumiała o co chodzi, jej wzruszenie przeszło wszelkie granice. Była bardzo szczęśliwa! W ten sposób miałem trzech chorych do których chodziłem.
Aleksander Jakowiec